Skąd się biorą rachunki grozy za pompy ciepła?

W taki sposób firmy oszukują klientów

W Polsce szybko przybywa osób decydujących się na zainstalowanie pompy ciepła. Jednocześnie przybywa informacji o pojawiających się „rachunkach grozy” i ludziach, którzy żałują inwestycji. Skąd biorą się „rachunki grozy”. Czy można ich uniknąć? I co mają do tego bardzo wysokie dotacje, które są udzielane w ramach programu Czyste Powietrze? O to zapytaliśmy Pawła Lachmana, który jest prezesem zarządu Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC).

Ile osób w ubiegłym roku założyło w Polsce pompy ciepła?

Paweł Lachman: Nie mamy informacji, ile pomp ciepła zostało zamontowanych, ale do hurtowni i instalatorów sprzedano około 120 tysięcy urządzeń. A razem z pompami ciepła powietrze-powietrze, czyli klimatyzatorami, mogło być to około  400 tysięcy urządzeń.

Tak wielu ludziom trzeba teraz współczuć?

Rozumiem, że to pytanie dotyczy kosztów energii elektrycznej, które od 2022 roku wzrosły o 80 procent.

Raczej tego, że czytam w mediach, iż ludzie kupili pompy ciepła i teraz płaczą. Na YouTubie też widzę, że kupili i płaczą. Oglądam rachunki grozy po kilkadziesiąt tysięcy rocznie za ogrzewanie. O to pytam.

Rachunki grozy mogą się zdarzyć w sytuacjach, gdy urządzenie było źle dobrane lub zamontowane. W normalnych sytuacjach nie powinny się zdarzyć. Źle zamontowane i źle dobrane urządzenia to jest coś, co nas bardzo interesuje jako branżę. My jako stowarzyszenie wydaliśmy kompleksowe wytyczne dotyczące prawidłowego montażu. Mamy system szkoleń dla instalatorów. Wprowadziliśmy znaki jakości dla pomp ciepła. Wkrótce ruszymy z kampanią informacyjną. Opiekujemy się tą kwestią od kilkunastu lat.

„Mamy dużo sygnałów, że pompy ciepła są dobierane byle jak”

No dobrze. Ale co to znaczy, że urządzenie zostało źle zamontowane? Człowiek dzwoni do instalatora, ten przyjeżdża i montuje. Jako klient muszę się jeszcze znać na tym, co on robi?

Jeżeli to klient dzwoni do instalatora, to jest jeszcze niezła sytuacja. Klient sam szuka wykonawcy, a więc może wtedy wybrać z kilku ofert. Sprawdzić, z kim ma do czynienia. Najlepszym sposobem jest referencja innego zadowolonego klienta, posiadającego pompę ciepła. Gorzej jest wtedy, kiedy na progu domu pojawia się przedstawiciel handlowy, oferując rozwiązanie z bardzo dużym dofinansowaniem, a klient na nie się zgadza bez rozpoznania rynku. W takich sytuacjach może się okazać, że jest to firma, która bardzo duży zysk stawia wyżej niż zadowolenie klienta. Jako stowarzyszenie zwracamy uwagę, że od momentu, kiedy pojawiły się programy wsparcia oferujące dofinansowanie na poziomie 80-100 procent, mamy dużo sygnałów, że pompy ciepła są dobierane byle jak, niepoprawnie, są źle podłączane…

Są to jednak ogólnikowe wytłumaczenia. Mówi pan, że błędy się zdarzają i instalatorzy źle podłączają. A efekt jest taki, że klienci płacą absurdalne rachunki za prąd. Krótką chwilę przed spotkaniem z panem widziałem na YouTubie rachunek za ogrzewanie na 26 tysięcy złotych.

Każdy przypadek trzeba wziąć oddzielnie. Natomiast taki rachunek za 26 tysięcy złotych świadczy o tym, że popełniono wiele błędów. Jednym może być na przykład to, że pompę ciepła zamontowano w budynku całkowicie pozbawionym izolacji. Patrząc na wynik powiedziałbym też, że był ogrzewany głównie grzałką elektryczną, co oznaczałoby, że dobrano zbyt małą pompę ciepła. Być może nawet cała instalacja została wykonana źle. W takich sytuacjach to zwykle nie jest jeden błąd, tylko ich zestaw.

Takie sprawy ewidentnie nadają się do sądu.

Do sądu?

Oczywiście. W Polsce, jeżeli ktoś zamawia wykonanie instalacji urządzenia grzewczego i jest w niej błąd, to w większości przypadków, jeżeli wina leży po stronie instalatora, klient jest w stanie wygrać. Tylko oczywiście nikt nie lubi sądów, więc najważniejszą sprawą jest dobrze wybrać firmę instalacyjną. Dobrze, jeżeli jest to firma, która ma jakąś renomę. Można też skorzystać z polecenia. Jak ktoś ma sporo zadowolonych klientów, to już jest mocny argument.

Rynek pomp ciepła w Polsce w ostatnich kilkunastu latach rozwijał się harmonijnie. Były wzrosty, ale nie było problemów tego typu. One zaczęły się, kiedy po pierwsze ceny energii gwałtownie poszły do góry i nie pojawiła się ochrona państwa. A po drugie, gdy instalacją zaczęły zajmować się firmy, które psują wszystkie programy wsparcia – w tym program Czyste Powietrze. Mamy na przykład sygnały, że są montowane kotły na pellet, które są bardzo złej jakości. Firmy kupują je tanio, by drogo, ale z dotacją, sprzedać je inwestorom. To samo zaczyna się dziać z kotłami gazowymi. Są sygnały, że w przypadku Czystego Powietrza i termomodernizacji są wypłacane wysokie dopłaty do działań, których w rzeczywistości jest bardzo niewiele. Bardzo duży poziom dofinansowania wywołuje sporo negatywnych zjawisk na rynku i nie jest to tylko polska bolączka. Wdrożony np. we Włoszech w 2020 r. program wsparcia termomodernizacji Superbonus, oferujący ulgi podatkowe na poziomie aż 110% kosztów inwestycji, już na początku 2023 r. został w trybie pilnym zawieszony i mocno zmieniony z powodu ujawnienia licznych nadużyć i generowania patologii rynkowych.

„Dochód może sięgać nawet około połowy dotacji”

Mówi pan o kotłach, ale z pompami ciepła jest podobnie. To wszystko brzmi jak oszustwo.

Nie należy uogólniać, bo bardzo wiele firm działa uczciwie. Ale są też takie, które powstają jako spółki celowe, które nastawiają się na wykorzystanie dofinansowań. Model jest bardzo prosty. Trzeba znaleźć klienta i namówić go, by skorzystał z dotacji.

Klienta, czy – mówiąc kolokwialnie – frajera?

Albo kogoś z kim da się dogadać. I nie chodzi tu jedynie o osoby ubogie. Zamożni też korzystają. Zdarza się nawet, że domy są przepisywane na kogoś z rodziny bez dochodów, by móc skorzystać z dotacji.

Mogę opisać ten model, tylko nie wiem, czy on jest cytowalny.

To, co nie jest cytowalne, zwykle jest najciekawsze.

Przy czym my tu mówimy o pompie ciepła, a równie dobrze możemy powiedzieć o każdym innym urządzeniu grzewczym. Na cele programu kupowane jest bardzo tanie urządzenie. Na przykład kocioł na pellet za 6 tysięcy złotych, gazowy za 3 tysiące lub pompa ciepła za 10 tysięcy. Jak się można domyślać, nie jest to sprzęt dobrej jakości. Ale 100-procentowe dofinansowanie w ramach tzw. III-ciej grupy na ich zakup jest udzielane w takiej wysokości, jakby taki był. I dotacja w najuboższej grupie może wynieść na przykład 50 tysięcy złotych. Koszty firmy wynoszą więc jakieś 10 tysięcy za pompę, 10 tysięcy dla instalatora i kilka tysięcy dla przedstawiciela firmy.

A dochód? Może sięgać nawet około połowy dotacji.

Jakieś 20-25 tysięcy złotych. Dużo.

A do tego takiej firmy za pół roku może już nie być. Dla przedsiębiorstw działających w ten sposób czymś normalnym jest, że działają pół roku i się zamykają. Ale kiedy zajrzy się do KRS spółki, to widać, że właściciele mieli już kilka wcześniejszych spółek, które zdążyli zlikwidować. Kupując od kogoś takiego, mamy więc i taki problem, że jak za chwilę nam się coś zepsuje w naszym urządzeniu, a producent nie ma polskiego przedstawicielstwa, to zostaniemy sami z problemem. Nie skorzystamy z gwarancji. Będzie trudno o części zamienne.

To jest rzecz karygodna. W tej chwili jest oczywiście ostry atak na pompy ciepła, ale ten mechanizm działa w odniesieniu do wszystkiego, co jest bardzo wysoko dofinansowywane, a wykorzystanie dotacji nie jest w wystarczającym stopniu kontrolowane – okien, kotłów gazowych, pelletowych, termomodernizacji itd.

Trzeba też czytać informacje zapisane tzw. maczkiem. Na przykład w podpisywanej umowie jest instalacja jednej z dwóch pomp ciepła bardzo wysokiej jakości, produkowanych przez znanego europejskiego producenta. Ale drobnym druczkiem zostaje dopisane, że jeżeli nie będą dostępne, to zostaną zamienione na urządzenia równoważne, jeżeli chodzi o parametry. Taki zapis pozwala zainstalować kiepskie urządzenie. Teoretycznie ma ono deklarowane wysokie parametry, ale w rzeczywistości bywa z tym różnie. A do tego za niską ceną idzie też na przykład brak sieci serwisowej oraz dostępu do części zamiennych, które są tutaj absolutnie kluczowe.

„Pukają nawet do proboszcza”.

Jak rozpoznać nieuczciwego sprzedawcę? Skąd wiedzieć, że dom nie nadaje się do pompy ciepła?

Dom, który nie nadaje się do pompy ciepła – z nielicznymi wyjątkami – to na przykład dom, który nie ma żadnej izolacji cieplnej, są w nim stare okna. Inny przykład to wysokotemperaturowa instalacja grzewcza. Pompa ciepła najczęściej nie będzie do tego pasować. I jeżeli w takiej sytuacji pompa ciepła zostanie dobrana byle jak – będzie mieć małą moc i dużą grzałkę, to udział pracy grzałki będzie duży i koszty wzrosną dwa czy dwa i pół raza. Przy dobrze dobranym urządzeniu grzałka powinna pracować kilkadziesiąt godzin w ciągu roku, zużywając około jeden procent energii.

To szczegóły inżynierskie.

Ale to właśnie one są ważne, bo rozmawiamy o rozwiązaniach, które wymagają podejścia inżynierskiego. Nie można ich lekceważyć. Jeżeli popełnimy błędy w przypadku kotła gazowego lub olejowego, to efekty negatywne nie będą aż tak duże. Kiedy dobór i instalację przeprowadzi się byle jak w przypadku pompy ciepła – nawet, gdy jest ona dobrej jakości – efekty te mogą być wyraźnie odczuwalne. Kluczem jest tu dobra firma instalacyjna.

Owszem, ale podejrzewam, że większość klientów nie chce musieć się z tego doktoryzować. Zamiast tego woleliby wiedzieć, na jakie sygnały alarmowe zwracać uwagę, by nie dać się oszukać.

Jeżeli jakaś firma agresywnie nagania klientów, to jest bardzo mocny sygnał alarmowy.

Zdarza się, że przedstawiciele jadą w kilka osób do jakiejś miejscowości, chodzą po wszystkich domach i namawiają na 100 proc. dotację. A nawet – słyszałem o takich wypadkach – pukają do księdza proboszcza, by zrobić wywiad, kto mógłby w tej wsi chcieć z takiej dotacji skorzystać.

W takich modelach klient nie ma na ogół żadnego wpływu na to, jakie dostanie urządzenie, bo to jest refinansowane w 100 procentach z 50-procentową przedpłatą. Wprowadzony w 2023 r. system dopłat, w którym klient w zasadzie nie ma możliwości podejmowania takich decyzji, prowadzi do tego, że patologia się upowszechniła.

Zgodzimy się chyba, że nachodzenie klientów to nie jest normalna rzecz?

Powiedziałbym, że zależy od sytuacji. Ale tutaj nie brzmi to dobrze.

Na przykład w Niemczech jest to niedopuszczalne, wręcz zabronione prawem. U nas warto to jak najszybciej zmienić.

Co jeszcze jest sygnałem alarmowym?

Na pewno to, gdy ktoś mówi mi, że reprezentuje jakąś rządową lub samorządową instytucję i realizuje program dotacyjny. Proszę zobaczyć, że ulotki takich firm są bardzo często zrobione w sposób, który sugeruje, że mają jakieś związki z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska lub programem Czyste Powietrze czy gminą. Podejrzaną rzeczą jest, kiedy ktoś proponuje gotówkę za to, że podpisze się wniosek o dofinansowanie do pompy ciepła. A oferują za to nawet po kilka tysięcy złotych do ręki.

Jak ktoś płaci, żeby coś od niego wziąć, to rzeczywiście odzywa się dzwonek alarmowy.

Jednak dla wielu osób ma to znaczenie i jest przekonujące. Dostają kilka tysięcy złotych i jeszcze dotację na 100 procent zakupu, chociaż ona nie jest tak naprawdę na 100 procent, bo trzeba zapłacić za VAT. Ale da się tutaj tak zrobić inżynierię finansową, by mimo wszystko firmie się to opłacało.

„Nie może być tak, że zamiast kota dostajemy skorpiona”

Brzmi to tak, jakby źródłem problemu był źle zbudowany system dotacyjny.

Stwierdzenie, że jest źle zbudowany idzie zbyt daleko. Ale zmiana, która została wprowadzona rok temu przez panią minister Moskwę, czyli możliwość 100-procentowej dopłaty z 50-procentowym prefinansowaniem jest moim zdaniem absolutnym błędem. I uważam, że dużym błędem jest przede wszystkim brak kontroli i większych wymogów, który odbije się na reputacji pomp ciepła i programu Czyste Powietrze.

Politycy chcąc – znów mówiąc kolokwialnie – zrobić dobrze wyborcom, wsadzili ich na minę?

Trzeba się temu jak najszybciej przyjrzeć. Przede wszystkim klient musi mieć możliwość wpływu na wybór oferty. Nie może być tak, że to jest oferta typu „kot w worku”, która się kończy tym, że zamiast kota kupujemy skorpiona, który może nas ukąsić w środku zimy.

Problem jest poważny. Mamy system dofinansowania, w którym nie ma kontroli jakości urządzeń. Za to odpowiada państwo. Zaraz mogę o tym opowiedzieć więcej. Z drugiej strony mówimy także o ryzyku, że wadliwie zamontowane urządzenia wpłyną źle na całą branżę pomp ciepła i jej reputację. Ale także na reputację programu Czyste Powietrze, który jest dużą wartością.

Moim zdaniem każde dofinansowanie powinno się wiązać z audytem energetycznym i konieczne jest ograniczenie dofinasowania tylko do pomp ciepła, które są przebadane w europejskich, akredytowanych laboratoriach.

Żeby sprawdzić, czy dom się nadaje?

Tak. Ale też, jakie będą efekty inwestycji. Nie może być tak, że jesteśmy zostawieni na pastwę firm, które robią, co chcą, a później znikają i nie ma możliwości zrealizowania gwarancji na zakupione urządzenie, ponieważ nie ma nawet polskiego przedstawicielstwa producenta.

Ofiarami są jednocześnie ludzie i budżet państwa.

Tak naprawdę są same ofiary.

Poza oszustem.

To jest patologia.

Musi być kontrola

Co można z tym zrobić?

Ja bym przede wszystkim apelował do rządu, by ukrócić praktyki związane z chodzeniem i oferowaniem czegokolwiek po domach. W Niemczech to jest zakazane i nikt tego nie robi, a w Polsce po prostu poluje się na ofiary.

Zakaz tego typu sprzedaży akwizycyjnej jest konieczny. I to jak najszybciej.

Drugą sprawą jest to, że przy dofinansowaniach na 80, 100 procent, które tak w ogóle są konieczne, musi być jakiś rodzaj skutecznej kontroli na miejscu, w gminie. Wiele osób zakwalifikowanych do najwyższych dofinansowań, w rzeczywistości nie powinno z nich korzystać. Są na przykład ludzie, którzy korzystają z tak wysokich dotacji, choć mają zarobki. Tylko nie mają ich w Polsce, bo pracują zagranicą. Niekiedy też zamożni ludzie przepisują budynki na kogoś z rodziny, kto nie ma dochodu. Są takie sygnały.

Co pan myśli, kiedy czyta teksty i ogląda filmy dotyczące rachunków grozy?

Myślę, że część z nich to przykłady rzeczywiste. Oparte na faktach. Przy czym fakty są często związane z tym, że inwestor nie był świadomy, jak przeprowadzić proces zamontowania pompy ciepła. Ale jestem też przekonany, że podobnie jak w przypadku samochodów elektrycznych, wiatraków i transformacji energetycznej jest wielu przeciwników technologii pomp ciepła twierdzących, że jest to zły kierunek. Są grupy interesu, które w świadomy sposób wprowadzają ludzi w błąd. Z zagranicy znane są przypadki takiego lobbingu…

Jakie? Jak się mówi takie rzeczy, to trzeba podać konkrety.

To nie jest problem. Kilka miesięcy temu w Wielkiej Brytanii przeprowadzono śledztwo dziennikarskie, które pokazało, że lobby powiązane ze spalaniem gazu – sieci gazowe oraz część producentów urządzeń grzewczych – atakowało pompy ciepła jako urządzenia nieefektywne, energochłonne i nienadające się do angielskiego klimatu. Chociaż właśnie nadają się do niego znakomicie. Okazało się, że to były celowe działania. Jak się można domyślić, chodziło o to, żeby utrzymać dalej sprzedaż kotłów gazowych.

Mnóstwo jest tego typu działań. W Polsce też spotkaliśmy się z takimi atakami.

Chodzi o ogromne pieniądze. A jednocześnie pamiętam, że jak zaczynała się wojna w Ukrainie, w magazynie Time pojawił się artykuł, w którym pisano, że pompy są bronią w wojnie z Rosją. Jest tak?

To jest dojrzała technologia. Obecna na rynku od 50 lat. I pozwala efektywnie i tanio ogrzewać budynki. W przypadku nowych budynków pompa ciepła ma efektywność równą cztery. Czyli dostarczając jedną jednostkę energii elektrycznej daje cztery jednostki ciepła. W przypadku budynków z grzejnikami efektywność jest bliższa wartości 3. Jednak warunek, by to dobrze wykorzystać, jest taki, że trzeba chronić ceny energii elektrycznej. W Unii Europejskiej bardzo wysokie ceny gazu spowodowały bardzo mocne podniesienie cen energii elektrycznej. One jednak w tej chwili w Europie spadają, a analizy pokazują, że będą spadać dalej. Poważne analizy – na przykład Międzynarodowej Agencji Energii – mówią, że wraz ze wzrostem udziału odnawialnych źródeł energii, ceny energii elektrycznej będą coraz niższe. Ale na razie mamy w Polsce zamrożoną cenę gazu, który jest traktowany w Polsce jak fetysz. Ceny prądu zamrożono tylko do określonego pułapu zużycia, a gazu bez limitu. Dlaczego? Moim zdaniem to sprawa związana z okresem wyborów. Osób opalających węglem lub gazem jest więcej i był to ukłon w stronę elektoratu.

No dobrze, ale są też problemy. W ostatnim czasie pojawił się przypadek Finlandii, w której jednocześnie nie wiało, więc wiatraki nie dawały prądu, a ludzie grzali pompami, bo był duży mróz. Efektem była absurdalna cena energii i konieczność jej importowania z zagranicy.

Tak, ale Finlandia nie ma elastycznego systemu energetycznego. Postawiła głównie na atom. W Polsce, idąc w tym kierunku, musielibyśmy rozwinąć system gazowej kogeneracji prądu i ciepła w systemach ciepłowniczych. Tego się nie wykorzystuje, ale musimy zacząć to robić – integrować energetykę z ciepłownictwem.

W przypadku naszego rządu jest to wyzwanie i zadanie, które wciąż nie jest realizowane.

Mówi pan o kogeneracji i strategiach, a ja widzę, że prąd w Finlandii kosztował 8 tys. złotych za megawatogodzinę.  

Było tak, ale w dobrze zaprojektowanym systemie, nie byłoby z tym takiego problemu.

I uważa pan – w oparciu o doświadczenia, które mamy – że w Polsce może to być zrobione lepiej niż u Finów?

Tak myślę. Po pierwsze, kiedy chodzi o pompy ciepła, to musimy przypilnować dwóch prostych rzeczy. Takiej, by były instalowane w nowych, dobrze zaizolowanych budynkach. A w nich wciąż masowo pojawiają się kotły gazowe. W tamtym roku powstało 60 tys. nowych przyłączy gazowych. To jest czymś absolutnie niezrozumiałym. Świadczy o tym, że kompletnie lekceważymy Europejski Zielony Ład lub uważamy, że gaz jest paliwem przejściowym do końca naszego życia. A każde przyłącze gazowe to jest bardzo duży koszt inwestycyjny. Około 23 tysięcy złotych.

To są koszty dla Polskich Sieci Gazowych, które są później przenoszone na klientów.

To może być niezrozumiałe na poziomie polityki Unii Europejskiej, ale na pewno jest zrozumiałe dla ludzi siedzących w tych pokazywanych na YouTubie domach, w których jest zimno, bo pompy nie dają rady.

Oni siedzą w nowych budynkach?

W różnych siedzą. A do tego ludzie chcą mieć wybór.

Chcą, ale wszystko idzie w kierunku, w którym wybór polega na tym, że albo chcemy mieć zieloną przyszłość i ocalić planetę, a naszym dzieciom i wnukom zapewnić dobre warunki do życia…

„Musimy iść w kierunku elektryfikacji”

Myślę, że mając wybór między niskimi comiesięcznymi rachunkami i jakimś nie do końca jasnym „ocaleniem planety”, wielu ludzi uzna, że niskie rachunki są ważniejsze.

Jest bardzo wiele osób, które mają pompy ciepła, nie mają problemów i są zadowolone. Do 2022 roku rynek pomp ciepła w Polsce rozwijał się bowiem organicznie, z dużym naciskiem na jakość instalacji. Warunkiem jest to, że mają dobrą i prawidłowo zamontowaną pompę ciepła. W naszym interesie jest to, żeby wspierać w kraju model, w którym będą jak najlepsze standardy cieplne budynków, a w nich dobre pompy ciepła, fotowoltaika i w przyszłości magazyny energii. Te zresztą za chwilę mogą mieć nawet postać samochodu elektrycznego, który będzie się dało podpiąć z pomocą dwukierunkowej ładowarki. Dzięki temu koszty ogrzewania będą bardzo niskie, a większość energii w ciągu roku będziemy produkowali i zużywali w budynku. To oszczędności na poziomie nawet 60-70 procent zużywanej energii na potrzeby ogrzewania, ciepłej wody i własnej konsumpcji prądu w budynku w skali roku

Musimy iść w kierunku elektryfikacji, ale w połączeniu z efektywnością energetyczną budynków.

Jednak to, co pojawia się w przestrzeni publicznej, pokazuje, że na razie dzieją się rzeczy odwrotne. I w marnie przygotowanych domach są montowane marne pompy. Do tego robi się to za publiczne pieniądze. Deklaracje są więc piękne, ale rzeczywistość skrzeczy. Robicie coś z tym jako branża, czy po prostu liczycie na działania państwa lub rynku?

Jesteśmy w ciągłym dialogu z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz cieszymy się z tego, że według zapowiedzi, od pierwszego kwietnia 2024 r. będzie wymóg, zgodnie z którym dofinansowanie na pompę ciepła będzie można uzyskać tylko wtedy, gdy model będzie się znajdować w bazie zielonych urządzeń (tzw. ZUM). Po drugie same urządzenia będą badane w zewnętrznych, akredytowanych laboratoriach. To powinno zacząć chronić konsumentów.

Nie będzie można zainstalować byle czego?

Instalacja byle czego to również kwestia odpowiedzialności państwa, które od lat jest zobowiązane do stworzenia systemu wyrywkowej kontroli takich urządzeń. I ono tego nie realizuje. Przez to wszyscy klienci są zostawieni na lodzie. Odpowiada za to rząd i państwo. Przy czym nie dotyczy to tylko pomp ciepła, ale wszystkich urządzeń zużywających energię. Europejski system etykietowania i ekoprojektu urządzeń jest na świecie uważany za wzorowe rozwiązanie, ale jest jeden wyjątek. Kiedy nie prowadzi się wyrywkowych kontroli, to pojawiają się produkty złej jakości i odpowiada za to polski rząd. Te kontrole są bezwzględnie konieczne.

Musimy chronić klienta ostatecznego, który korzysta z takich urządzeń.

Kluczowe jest także to, że jeżeli coś dotujemy, to budynek musi być analizowany pod kątem energetycznym. Nie może być sytuacji, w której nie ma przeprowadzonego audytu energetycznego. Tymczasem tutaj – tak jak w wielu innych kwestiach – jest tak, że mamy działania pozorowane i bierność państwa. Wszystko jest też opóźnione. Brakuje dobrych audytorów energetycznych, a same audyty są źle zestandaryzowane. Trzeba zrobić reformę, która wymusi robienie tego w sposób profesjonalny. To jest nasze wyzwanie jako branży.

Autor: Tomasz Borejza, SmogLab