Obniżenie zużycia energii przez budynki to mniejsza wrażliwość na kryzysy. W transformacji kluczowa jest rola państwa.
Ostatni panel VIII Spotkania Liderów Branży Nieruchomości poświęcony był dyrektywie budynkowej EPBD i fali renowacji – kwestiom o dużym i wielopoziomowym wpływie na rynek nieruchomości w całej Unii Europejskiej. Prelegenci tłumaczyli ideę i jej istotność, a także próbowali rozprawić się z pokutującymi mitami.
Prymusi i wampiry
Dyrektywa EPBD obowiązuje kraje członkowskie od 28.05.2024. Państwa członkowskie powinny przyjąć przepisy wykonawcze do dyrektywy w ciągu 24 miesięcy.
– Polska jest sygnatariuszem porozumienia paryskiego, opowiedziała się za wdrażaniem rozwiązań mających zmierzać do zeroemisyjności budynków. Dyrektywa EPBD jest jednym z istotniejszych elementów tego pakietu, ponieważ w skali UE budynki zużywają 40 proc. energii i generują 36 proc., przy czym w miastach są źródłem 60–80 proc. emisji CO2. Bez transformacji budynków nie przeprowadzimy transformacji energetycznej – powiedziała Justyna Glusman, szefowa Stowarzyszenia Fala Renowacji. – W Polsce 70 proc. budynków wymaga renowacji, one są nieefektywne energetycznie, użytkownicy bardzo dużo płacą za ich utrzymanie, przede wszystkim za ogrzewanie. Jeśli chodzi o głęboką renowację, możemy obniżyć zużycie o nawet 60–80 proc., więc potencjał jest tutaj ogromny. W dyrektywie nie chodzi o to, by nałożyć dodatkowe obciążenia, tylko aby pomóc państwom i ich mieszkańcom w osiągnięciu tanich, dobrych jakościowo mieszkań – dodała.
Ekspertka podkreśliła, że około 16 proc. budynków w Polsce to tzw. wampiry energetyczne – nieruchomości o najgorszych parametrach.
– Jak rozwiązać problem ubóstwa energetycznego, jak pomóc tym osobom wyjść z sytuacji, w której muszą decydować, czy kupić jedzenie, czy zapłacić za gaz – temu ma służyć dyrektywa – powiedziała Glusman.
Państwa członkowskie są zobowiązane do przygotowania planów transformacji, będą też zapewnione pieniądze z funduszy unijnych, KPO czy FEnIKS na poprawę efektywności energetycznej budynków, na dekarbonizację źródeł ciepła. Ważnym krokiem będzie przypisanie nieruchomości do klas energetycznych, by było wiadomo, gdzie pieniądze publiczne powinny być skierowane w pierwszej kolejności.
Takie klasy od A do G, jakie znamy chociażby z urządzeń AGD, funkcjonują już w państwach UE, tylko nie w Polsce. Jak wyjaśnił Tomasz Gałązka, przedstawiciel departamentu gospodarki niskoemisyjnej w Ministerstwie Rozwoju, te systemy i tak będą musiały być zrewidowane, a Polska przystąpi do tego z czystą kartą.
– Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że obecne wyrażanie charakterystyki energetycznej w Polsce w postaci liczbowej jest nieprzejrzyste. Podana jest wartość, ile budynek zużywa energii na mkw., i użytkownik jest przecież w stanie oszacować, czy lepszy z punktu widzenia zapotrzebowania na energię jest budynek, który zużywa 100 kW na mkw. rocznie, czy 50 – skwitował Tomasz Gałązka.
Nakłady przyniosą oszczędności
– Dyrektywa budziła dużo kontrowersji, bo zamiast skupiać się na korzyściach, podbijany był negatywny przekaz, szczególnie przez eurosceptyków. Przymus, wywłaszczanie – tak to było prezentowane. Pierwotne założenia dyrektywy zostały złagodzone, a raczej urealnione – powiedział Jan Ruszkowski, ekspert w departamencie energii i zmian klimatu w Konfederacji Lewiatan. – Niezależnie od przepisów termomodernizację budynków i tak byśmy przeprowadzili – z wielu powodów, chociażby z tego, że ceny energii będą już tylko rosły. Dyrektywa ma po prostu to uporządkować, wyznaczyć realistyczne ścieżki. Narzuca też bardzo konkretne wymogi nie tylko na właścicieli nieruchomości, ale też na państwo, żeby zapewnić adekwatne środki i narzędzia wspierania tej termomodernizacji – zaznaczył.
Ekspert dodał, że jeżeli kupujemy lodówkę czy pralkę, sprawdzamy klasę energetyczną – jeśli nawet nie jest to kluczowe przy zakupie, to brane pod uwagę. Przy zakupie auta patrzymy, ile ono pali. – Dom czy mieszkanie to zazwyczaj największy wydatek w życiu. Wprowadzenie klas energetycznych ma uświadamiać, że koszt ogrzewania to ogromna część kosztów utrzymania nieruchomości – powiedział Ruszkowski.
Szymon Firląg, prezes Związku Pracodawców Producentów Materiałów dla Budownictwa, podkreślił, że firmy produkujące materiały w fali renowacji widzą dla siebie szansę. Potrzebne są jednak konkretne wskazówki, jaki będzie realny popyt z tego tytułu. Zaapelował też, by o termomodernizacji mówić nie przez pryzmat kosztów, a korzyści. – W latach 2022–2023 jako państwo wydaliśmy na dopłaty do energii około 240 mld zł, w tym 57 mld zł na zamrożenie cen gazu i prądu. Przepaliliśmy te pieniądze, nie załatwiliśmy żadnego problemu, nie poprawiliśmy efektywności energetycznej budynków, nie rozwiązaliśmy ubóstwa energetycznego. Termomodernizacja to inwestycja, która spowoduje, że nasze budynki, nasze zasoby, nasza gospodarka będą odporniejsze na kryzysy, a zaoszczędzone pieniądze będziemy mogli wydawać mądrzej, a nie na rachunki – powiedział Szymon Firląg.
Justyna Glusman zaznaczyła, że cały plan powiedzie się, jeśli państwo spełni swoją rolę.
– Niezwykle ważnym elementem całej układanki są narzędzia, które mają pomóc wdrożyć dyrektywę. Musimy stworzyć system, który pozwoli zaadresować potrzeby finansowe osób najuboższych, które są zupełnie inne niż tych, którzy mają zdolność kredytową. Państwo musi wdrożyć system, gdzie instytucje, które udzielają różnego rodzaju wsparcia, będą współpracować z bankami komercyjnymi, żeby cała operacja miała odpowiednią skalę. Potrzebne są też miejsca, gdzie będzie udzielana kompleksowa pomoc: nie tylko indywidualnym konsumentom, ale także przedsiębiorcom czy samorządom – powiedziała Justyna Glusman.
Źródło: Adam Roguski, Rzeczpospolita